Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Medycyna niekonwencjonalna, czyli bioetyka po godzinach
Rozwój medycyny i biotechnologii niejednokrotnie nas zaskakuje. Możliwości diagnostyczne, spersonalizowane podejście farmakologiczne, analizy potencjalnych zaburzeń mogących wystąpić w przyszłości, to jedynie nieliczne przykłady ukazujące omawiany postęp. Okazuje się jednak, że Polska w tym ujęciu posiada szczególny charakter. Z jednej strony możliwości lecznicze proponowane w naszym kraju, znajdują się na podobnym poziomie, jak np. u naszych zachodnich sąsiadów. Z drogiej jednak perspektywy te w Polsce praktykują tysiące: znachorów, wróżbitów, czy homeopatów. Skąd się bierze ich popularność? Czy podobni ,,eksperci" stanowić mogą realne zagrożenie dla zdrowia pacjentów? Czy szkodzić mogą również nauce? Ostatnie informacje, zgodnie z którymi działania jednego ze znachorów miały doprowadzić do śmierci półrocznego dziecka, każą nam podjąć próbę odpowiedzi na powyższe pytania.

Kołtun

Profesor Włodzimierz Piątkowski, jeden z najlepszych ekspertów opisujących i analizujących funkcjonowanie tzw. medycyny alternatywnej, w kilku ostatnich wywiadach wskazywał na przykład pewnego małżeństwa, które zdecydowało się leczyć swoje dziecko u lokalnego znachora. Ich syn od urodzenia rozwijał się znacznie wolniej od swoich rówieśników, z racji na zdiagnozowane porażenie okołoporodowe.

Zapewne większość pedagogów specjalnych, jak i neurobiologów, czy też psychiatrów ma świadomość, że w podobnych przypadkach trudno mówić o możliwości wyłączenia. Specjaliści pracujący z dziećmi w powyższym stanie wskazują, iż celem leczenia, jest usprawnienie np. mowy, nauka konkretnych umiejętności, trenowania codziennych działań. Rodzice ww. dziecka dostali jednak informacje o pewnym uzdrowicielu. Trafili do niego. Owy ,,specjalista" orzekł, iż upośledzenie umysłowe jest uleczalne, wymaga jednak konkretnych procedur, a więc; wyhodowania na włosach dziecka, „kilkumiesięcznego kołtuna”, udania się konkretnej nocy na rozstaj dróg, odcięcia oraz uroczystego spalenia kołtuna, gdyż to on jest symbolem zła, jakie materializuje się w postaci choroby.

Choć podobne historie brzmią śmiesznie to jednak warto nadmienić, że sytuacja ta miała miejsce kilka miesięcy temu. Na podobną terapię zdecydowali się zaś rodzice będący osobami o średnim wykształceniu.

Patrząc na ich postawę, jak wielokrotnie wskazywał profesor Piątkowski widać, iż u uzdrowiciela otrzymali to, czego nie dala im nowoczesna medycyna. Otrzymali nadzieję, czas, wiarę, że trudna sytuacja może ulec zmianie. Badacze rynku oraz socjologowie reklamy wskazują, że w prezentacjach medycznych produktów o profesjonalizmie świadczą: błękitne tło, biały kitel, okulary oraz wykresy. W opisanym przykładzie widać jednak, iż techniki te nie wystarczają. Czasem bowiem potrzeba tylko dwóch ,,substancji": czasu oraz empatii, a więc powiązanych ze sobą elementów, których coraz częściej brakuje w publicznej służbie zdrowia.

 

Ekspert, nieekepert

Z badań prof. Piątkowskiego wynika, iż różnej maści uzdrowiciel może być w Polsce znacznie więcej niż samych lekarzy. Tu jednak pojawia się problem, o którym lubelski ekspert nie w pełni wspomniał. Część lekarzy zaczyna wchodzić de facto w rolę znachorów. Jak bowiem inaczej określić angażowanie się rzeszy wspomnianych specjalistów w promowania homeopatii? Ciekawym jest, że Naczelna Izba Lekarska kilkakrotnie już podkreślała, że praktykowanie podobnych metod stanowi jawne naruszenia zasad etycznych zawodu lekarza. Kodeks Etyki Lekarskiej zakazuje leczenia metodami, których nie można zweryfikować naukowo. O homeopatii wiemy jedno: Nic o niej nie wiemy. Jak bowiem zweryfikować działania, tzw. energii wody, jak sprawdzić, czy woda ma pamięć, co to znaczy, że leczymy podobnym, czy mamy zatem jakąś energię? Podobne pytania mogą bawić. Cała sprawa przestaje jednak być śmieszna w chwili, gdy uczelnia kształcąca przyszłych lekarzy, uruchamia studia podyplomowe na kierunku, Homeopatia w systemie opieki zdrowotnej. Podobna sytuacja miała miejsce ostatnio na Śląskim Uniwersytecie Medycznym.

W naszym kraju, jak się okazuje można skończyć szkołę, która daje tytuł tzw. Psychotronika. Jak przeczytać można w materiałach udostępnianych przez szkoły kształcące podobnych znawców tematu: „Psychotronika jest nauką interdyscyplinarną mówiącą o siłach działających na odległość i o interakcjach zachodzących pomiędzy
organizmami żywymi a ich środowiskiem przy czym pojęcie środowiska jest rozszerzone
do wpływów układu słonecznego i kosmosu”. Jak się okazuje owi psychotronicy zaznaczają, iż nie są wróżbitam. Ci ostatni z kolei chętnie zabierają głos przy kolejnych skandalach związanych z uzdrowicielami. Głośno zwracają uwagę, iż ich przedstawiciele zdają egzamin państwowy i skupieni są w zawodowych cechach. Powyższe stwierdzenie warto jednak uzupełnić spostrzeżeniem, zgodnie z którym, by zostać wróżką trzeba, znać tarota, egzorcyzmy, techniki reiki itd. Zdanie egzamin pozwala uzyskać dyplom, a dyplom to dla pacjenta dowód, że ,,ekspert to ekspert!"

 

Po co sie tym

Statystycznie rzecz ujmując wielu z klientów gabinetów różnorodnych terapii nie doświadczy w wyniku podobnych działań żadnej szkody. Zadziała efekt placebo, ktoś poczuje, że nareszcie został zrozumiany przez światełko człowieka. Polska armia uzdrowicieli udowadnia jednak, że kolokwialnie rzecz ujmując, niejednokrotnie „rozum to za mało". Trafnie ukazał to S. Fisher, były szef Amerykańskiego Stowarzyszenia Chirurgów. Zdaniem wspomnianego badacza lekarze także ulegli magii, mowa o magii nowoczesnych technologii, super technik dających świadomość posiadania możliwości dostrzeżenia każdej chorobowej zmiany. Skupienie uwagi na technice powodować może, iż pacjent ginie gdzieś w polu widzenia.
W przypadku jednak podobnego zauroczenia, gdy okaże się ono zwodnicze można spytać: dlaczego, co się stało, co nie zadziałało? Można oczekiwać racjonalnych wyjaśnień, które prędzej czy później ukażą problem. W przypadku uzdrowicieli, znachorów, homeopatów oraz wróżbitów problem polega na tym, iż racjonalność przestaje działać już w chwili, w której to decydujemy się by do nich się zgłosić.

 

 

 

Źródła
  1. www.gazeta.pl
  2. 3. http://www.psychotronika.trs.info.pl/
  3. Gordon T. (1999), Pacjent jako partner, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa.
KOMENTARZE
Newsletter